- Zrobiliśmy na miejscu inwentaryzację i mamy dokładny obraz zniszczeń. Kilkusetletnia historia regionu została zniszczona w kilka chwil. Płakać się chce - mówi Krzysztof Kurek z jeleniogórskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
230 zabytkowych obiektów zostało zalanych w mniejszym lub większym stopniu. Aby je uratować, trzeba je jak najszybciej wyczyścić i osuszyć. W niektórych domach trzeba zadbać o to, by nie zawaliło się piętro z powodu braku ściany. Szczególnie w dzielnicy Markocice.
- Zabezpieczenia mogą być nawet prowizoryczne, byle były jakiekolwiek. Trzeba ratować wszystko, co się da - przekonuje Krzysztof Kurek. Jego zdaniem, najlepszym wyjściem w tej sytuacji jest czasowe wykwaterowanie wszystkich mieszkańców z uszkodzonych domów i ich remont. Można to przeprowadzić sukcesywnie. Większość domów to konstrukcje murowano-drewniane, pochodzące z różnego okresu - od XVIII do początków XX wieku. Kilkadziesiąt z zalanych zabytków to najcenniejsze historycznie konstrukcje przysłupowe.
- Mój dom został wybudowany w 1685 roku. Na szczęście przed budynkiem postawiłam solidny mur, który zmniejszył impet fali. Dzięki temu konstrukcja nie ucierpiała. Został jednak zalany - opowiada Ewelina Woźniak z ulicy Waryńskiego.
Ta część miasta dała początek dzisiejszej Bogatyni. Budowali się tu m.in. przemysłowcy różnych branż. To na ulicach Waryńskiego i Kościuszki mieściły się wille niemieckich fabrykantów. To tutaj były zakłady włókiennicze.
Nieznana jest jeszcze dokładna liczba wszystkich domów, które ucierpiały w wyniku powodzi. Inspektorzy Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego ze Zgorzelca wciąż prowadzą na miejscu wizje lokalne. Dokładne dane będą znane w przyszłym tygodniu. Na razie wstępnie wytypowano do rozbiórki 80 domów, z których większość jest zabytkami. W takiej sytuacji każda decyzja, co z nimi dalej robić, musi być konsultowana z konserwatorem zabytków.
- Nie możemy działać pochopnie - wyjaśnia Wojciech Kapałczyński, szef jeleniogórskiej delegatury Urzędu Ochrony Zabytków. - Nie możemy dopuścić do tego, aby Bogatynia utraciła tak cenne historycznie walory - dodaje. Aby uratować zabytkowe budowle, potrzebne będą olbrzymie kwoty, o które trzeba się będzie starać z różnych źródeł. Nie obejdzie się bez pomocy państwa i Unii Europejskiej.
Teraz może to być paradoksalnie łatwiejsze, bowiem ogrom zniszczeń jest porażający. - Te domy muszą ocaleć - twierdzi Jacek Jakubiec z Euroregionu Nysa. - Od kilku lat staramy się wspólnie z różnymi organizacjami stworzyć całą krainę domów przysłupowych na pograniczu polsko-niemiecko-czeskim. Właśnie w regionie Bogatyni takich domów jest najwięcej. Pierwszy projekt "Ratujmy domy przysłupowe" właśnie miał ruszyć. Będzie go realizować Południowo-Zachodnie Forum Samorządu Terytorialnego.
Na początek zbierane będą informacje o wszystkich domach przysłupowych w regionie. Szacuje się, że jest ich po polskich stronie ok. 500. W każdym razie tyle ich było do niedawna.
Skąd te domy?
Sposób budowania domów przysłupowych wymyślili prawdopodobnie rzemieślnicy z historycznych Górnych Łużyc. Stamtąd rozprzestrzenił się na północne Czechy i część Dolnego Śląska. Dom przysłupowy to budynek z częścią mieszkalną i gospodarczą. Regułą jest drewniana część mieszkalna oraz murowana (najczęściej kamienna) sień i część gospodarcza (czasem ze stajnią).
Finezja tego sposobu budowania polega na zdublowanej konstrukcji nośnej w drewnianej części parteru. Część mieszkalna to skrzynia, a strop belkowy podtrzymują zewnętrzne, drewniane przysłupy na niezależnych podwalinach. Z dostępnych danych wynika, że w regionie Bogatyni wybudowano aż 234 domy przysłupowe. Część z nich mocno ucierpiała w powodzi. Trzeba je ratować, bo są światowym unikatem.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?