Okazuje się, że gmina, która najbardziej na Dolnym Śląsku ucierpiała podczas ubiegłorocznej powodzi, to raj dla urzędników. Zarabiają kokosy. Mało tego, ich pensje w minionym roku poszybowały w górę.
- Praktycznie wszyscy urzędnicy na wysokich stanowiskach i prezesi miejskich spółek dostali podwyżki w porównaniu z rokiem 2009 - mówi Paweł Kamiński, szef Rady Miejsko-Gminnej SLD w Bogatyni. Na 15 najlepiej zarabiających poszło w sumie około 2,5 mln zł, czyli o około 350 tys. zł więcej niż przed dwoma laty.
Listę płac otwiera sekretarz gminy Daniel Fryc. Z oświadczeń majątkowych wynika, że jego wynagrodzenie w 2010 roku wzrosło o 30 procent i wyniosło około 235 tys. zł brutto.
Na czwartej pozycji z 211 tys. zł brutto znalazł się Jerzy Stachyra, wiceburmistrz Bogaty-ni. W porównaniu z rocznym wynagrodzeniem w 2009 roku jego dochody poszły w górę o ponad 23 tys. zł.
Listę najlepiej zarabiających na 15. pozycji zamyka Andrzej Grzmielewicz, burmistrz Bogatyni. Przez cały ubiegły rok jego wynagrodzenie wzrosło w sumie o 1,3 tys. zł i wyniosło ponad 136 tys. zł brutto.
- Gmina w potrzebie, a nasza władza ma się świetnie - komentują mieszkańcy. - Mnie byłoby wstyd. A wszystko to z naszych podatków - kwituje Kamiński.
Wiceburmistrz Jerzy Stachyra tłumaczy, że nie było podwyżek. - Wynagrodzenia zasadnicze nie wzrosły - zapewnia. Skąd więc wyższe zarobki? Jak wyjaśnia, wynikają z dodatków, które należą się pracownikom, m.in. motywacyjnego, funkcyjnego, stażowego czy wypłacanych raz w roku 13. pensji. Zapewnia też, że ani jednej złotówki z promes czy pomocy dla powodzian nie przeznaczono na inny cel.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?